Wiosenny Tulacz
10-18 kwietnia 2021 Wejherowo

Wiosenny Tułacz 2011 - MTB3x.pl

Bynio - BTM3x.pl włącz .

Inauguracja sezonu 2011 dla mtb3x.pl w tym roku wypadła na Wiosennym Tułaczu w Kartuzach. Tym razem na starcie zjawił się piszący tę relację Bynio oraz Radek. Analizując poprzednie starty, pogodę, podłoże oraz mierząc siły na zamiary padło na trasę pieszą 30km w obuwiu ciężkim. Wybór – jak się okazało – jak najbardziej trafiony, zarówno od strony kondycyjnej, jak i technicznej.

Pomimo wylosowania 106 minuty startowej, pojechaliśmy szybciej załapać się na odprawę. Pośpiech okazał się jednak zbędny, trasy bez żadnych niespodzianek, linii przejść obowiązkowych, itp. Trudno, mieliśmy za to dużo czasu żeby się przygotować, poobserwować innych zawodników i skoczyć do restauracji na pizzę. Apropo innych uczestników – wielu z nich w lekkich butach biegowych, sporo w „szosówkach" – współczułem. Po kilku ostatnich wypadach biegowych do lasu wiedziałem że to nie jest specjalnie dobry pomysł.

 

mtb3x_02_m

Wreszcie po wypiciu gratisowej kawy nadeszła 106 minuta. Dostaliśmy po drożdżówce i mapie do ręki i ruszyliśmy raźno na południowy zachód. Początek spokojny, asfalt i leśny ubity dukt. I już na samym początku podniesione ciśnienie – jakiś nordikłoker kartuzjanin idący z naprzeciwka mnie drze ryj na mnie, żebym mu po oczach nie świecił. Agresywnie. Ale że dobry humor dopisywał, walnąłem mu dla żartu strobem po patrzałkach prosząc o wyrozumiałość. Zaraz potem PK1, nawet udało się przejść go kilkadziesiąt metrów. Ale błąd szybko naprawiony. Obrany kierunek na PK2 i pierwsze zejście z ubitej ściechy - i od razu po kostki błoto. Mimo to tempo marszu cały czas w okolicach 9-10 minut na kilometr. Kolejne punkty, 3, 4, 5, 6, 7 jak po maśle, nie ma się co rozpisywać. Błoto, pagórki, kałuże, pagórki. I niesamowicie gęsta mgła. Tak gęsta, że miejscami nie widać dalej niż na metr-dwa. Latarki do tego rozświetlały mgłę na mleko, ledwo podłoże widać. I cały czas gęsta i mokra zawiesina w powietrzu, niby nie padało ale kurtki mokre.

 

mtb3x_01_mDobry numer wyszedł z PK8. Oddalony 1500m od przecinki którą szliśmy, prosty jak sznurek w kieszeni. Niestety , chyba zmęczenie i złudna prostota nas dopadły - pomyliliśmy przecinkę i zebraliśmy stowarzysza. Dlatego też PK 9 wydawał się dziwnie blisko, ale wszystko się zgadzało, do tego parę osób na punkcie było i wszyscy pewni. Warto dodać że na PK8 byliśmy kilka minut przed połową czasu, idąc raczej po optymalnej trasie, byliśmy dobrej myśli. Niestety od PK9 ruszyliśmy na azymut, bo zaczęły się bagna, a przecinka z mapy dawno utonęła. Punkty orientacyjny w postaci górek zbyt rozmyte przez ich ilość, a przewidziana rzeczka chyba zgubiła się nam. Co ciekawe, ruszyła za nami całkiem spora grupka, a my po zadanym dystansie zorientowaliśmy że idziemy od północy zamiast południa. Najgorsze co może się przydarzyć – nie wiadomo jaki dystans, nie wiadomo jaki kierunek i okolica. W takim przypadku nie ma sensu szukać punktu, tylko obrać azymut najbardziej prawdopodobny i ruszać do możliwego punktu orientacyjnego. Ruszyliśmy równo na zachód i dotarliśmy do Smętowa Chmielińskiego. Dołączył do nas sympatyczny kolega, który również pogubił PK10. Jednak nie dał za wygraną i ruszył w poszukiwaniu celu. My odpuściliśmy i darliśmy kapcia na PK11. Dziwnie się tam szło, nie spotkaliśmy absolutnie nikogo przez 2km, nawet tubylców w wiosce. Trasa pod górę, kręta, niesamowite błoto, do tego w okolicy przed spodziewanym punktem widzieliśmy światła czołówek szukające lampionu. Ale byłem dość pewny swego, faktycznie zaraz znaleźliśmy na szczycie wzniesienia. Potem znowu bagienka ostre, sporo chodzenia na azymut i solidne poprawy humoru jak udało nam się w ten sposób dotrzeć tam gdzie chcieliśmy. Niestety pobłądziliśmy szukając PK12, dopiero w domu sprawdzając odkryłem że miał być to ruiny nieukończonego zamku pewnego stolarza. Zainteresowani z pewnością wiedzą o co chodzi. No nic, po 20 minutach – tak jak wcześniej założyliśmy czas na szukanie punktu – odpuściliśmy i kierowaliśmy się znowu kierunkiem tylko próbując odnaleźć właściwą drogę. Jak się odnaleźliśmy, okazało się że jesteśmy już za PK13 około 1200m i daliśmy mu spokój, kierując się błotnisto mazistą drogą na PK14. Tutaj spotkaliśmy znowu kolegę od PK10 i poszukaliśmy wspólnie czternastki. Schowana mocno, w krzaczorach na dnie wąwozu jakiegoś, na jakiś bagnach. Wpadłem po łydki, ale punkt zaliczony. Tutaj znowu naszła mnie myśl dotycząca zmiany w startujących – na górze była całkiem spora grupka chwilę wcześniej – spytaliśmy się czy jest punkt, udali że nie słyszą. Jeden tylko coś odburknął pod nosem. Trudno, niektórzy chcą wygrywać za wszelką cenę, chociaż na tej imprezie oficjalnie takich nie ma. A tymczasem wraz z sympatycznym kolegą szliśmy sobie spokojnie brodząc w błocie do PK15. Czasu zostało niewiele, punkt zebrany po drodze i udaliśmy się do bazy omijając PK16. Nogi trochę dały się we znaki, czułem że pięty otarte, bałem się trochę jakiejś masakry. Szliśmy z Radkiem tempem aby zmieścić się w regulaminowym czasie bez spóźnień, a kolega pod koniec odłączył się i powalczył o parę minut. Miał wcześniejszy czas startowy, bardziej mu się spieszyło. My dotarliśmy na metę 6 minut przed upływem czasu, z kompletem 12 punktów na 16 możliwych. Czyli -90x4 straty, plus -25 za stowarzysza. Jak na razie najlepszy wynik ze wszystkich startów! Zjedliśmy jeszcze tylko coś w rodzaju grochówki bądź żurku, smaku absolutnie nie pamiętam i omijając śpiących już po katach tułaczy ruszyliśmy do domu.

 

mtb3x_03_mPóźniej okazało się że mamy kolejno 16 miejsce na blisko 80 startujących zespołów na 30km, więc jak dotychczas najlepszy wynik! A masakry z nogami wcale nie było, po jednym i to niewielkim pęcherzu na piętach. Same pozytywy, jesteśmy bardzo zadowoleni ze startu. Dwie poważne pomyłki nawigacyjne, ale za to świetne przejścia na azymut, z czym mieliśmy wcześniej nie lada problemy. Czekamy na następny :)